niedziela, 13 września 2015

Zygmunt Freud w katedrze

Dobrze jest czasem, testowo, zajrzeć do kleru diecezjalnego. Najlepiej do serca diecezji. Po nudnym kazaniu prawdziwym objawieniem symboliki, skojarzeń, omyłek Freudowskich okazała się modlitwa wiernych.

"Módlmy się w intencji następcy Piotra, papieża Franciszka. W intencji naszego ordynariusza, Andrzeja, jego biskupów pomocniczych (…)" Ziew.
"Módlmy się w intencji prezydenta naszego kraju, wszystkich urzędników, by…" - tu zacząłem czekać na wzmiankę o PAD, która jednak nie padła, miast tego pojawiła się fraza o "naszych sumieniach", czyli stały repertuar próśb przyznających między wierszami, że w tym kraju pogańskie sumienia katolików muszą być chronione ustawowo.
"Módlmy się w intencji katechetów, księży i zakonnic (…)" - ciśnienie mi skoczyło, bo wreszcie odkryłem powiązanie z czytaniem Ewangelii ("Za kogo mnie uważacie?" - Mk 8, 27-35) i beznadziejną homilią. Papież - biskup - prezydent - katecheta. Pysznie.
"Módlmy się w intencji uchodźców!" (O, tu podniosłem głowę, przestając się sardonicznie uśmiechać, z nadzieją że coś pierwotnie chrześcijańskiego usłyszę.) "Aby po tułaczce znaleźli swoje bezpieczne miejsce i nie napełniali nas lękiem, że żywią złe zamiary wobec chrystiani… chrześcijańskiej Europy".

Kurtyna.

Zygmuncie, spod obandażowanej rusztowaniami wieży, wciąż niczym obelisk dumnie sterczącej ku górze, kłaniam się Tobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz